
19 lutego w Bielskim Domu Kultury odbyło się performatywne czytanie „Popiół i Pamięć. 1946” w wykonaniu aktorów Teatru „Czrevo”. W związku z 70. rocznicą pacyfikacji wsi Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki, Końcowizna oraz zabójstwa furmanów w okolicy Puchały Stare przez oddział kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury” odczytano wspomnienia mieszkańców oraz fragmenty informacji o ustaleniach końcowych śledztwa S 28/02/Zi prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej. W okresie od 29 stycznia do 2 lutego 1946 roku na obecnych terenach powiatu bielskiego i hajnowskiego śmierć poniosło 79 osób deklarujących narodowość białoruską.
Aktorzy Joanna Troc oraz Tomasz Taranta spotkanie rozpoczęli od odczytania fragmentu informacji o ustaleniach końcowych śledztwa IPN:
Pomiędzy kolejnymi akapitami odczytywane były relacje świadków tych wydarzeń, które spisane zostały na początku lat 90-tych, między innymi przez Annę Kondratiuk-Świerubską, Mikołaja Wawrzeniuka czy Jana Maksymiuka – dziennikarzy tygodnia „Niwa”.
Trudno jest dobrać odpowiednie słowo oddające powagę usłyszanych wspomnień. Nawet takie określenia jak tragizm czy dramat wydają się być niedostateczne w takiej sytuacji. O tym, czy mieszkaniec wsi przeżyje, decydowało często jedno proste z pozoru pytanie: Polak czy Białorus? Działania „Burego” powodowały straty całych majątków, a właściwie tego, co zostało, ponieważ pamiętać należy, że II Wojna Światowa przyniosła ogromne spustoszenie na terenach II Rzeczypospolitej. Mordy cywilów, w tym kobiet i dzieci, zapędzanie uciekających osadników do ich płonących domów, to tylko jedne z najgorszych obrazów, jakie utrwalili w pamięci ocalali, którym udawało się przeżyć, kiedy nieliczne katolickie rodziny tamtych wsi potwierdzały ich polskość.
Coroczny okres przypadający w styczniu oraz lutym dzieli mieszkańców Podlasia, choć sprawa Romualda Rajsa ps. „Bury” odbija się coraz głośniejszym echem w innych zakątkach Polski. Szczególnie gdy mowa jest o terminie „żołnierze wyklęci” i nazwiskach, które przypisywane są temu pojęciu.
Odchodząc od kwestii konfliktu historycznego pomiędzy ludnością potępiającą „Burego” a osobami bardziej mu przychylnymi, należy zwrócić uwagę na niedawne stanowisko IPN:
„Niewątpliwie działania żołnierzy Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (nie Narodowych Sił Zbrojnych, jak w przesłanym do zaopiniowania dokumencie), dowodzonych przez kpt. Romualda Rajsa „Burego” między 29 stycznia a 2 lutego 1946 r. skutkujące śmiercią cywilnych osób narodowości białoruskiej nigdy nie powinny mieć miejsca. Jest to jedna z najtragiczniejszych kart z historii podziemia niepodległościowego nie tylko na Białostocczyźnie, ale w całym kraju. Należy jednak pamiętać, że Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego w dniu 15 września 1995 r. unieważnił wyroki śmierci orzeczone przez były Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku 1 października 1949 r. wobec Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego. Tym samym obaj zostali zrehabilitowani. Sąd WOW stwierdził, że podejmowali oni „działania zmierzające do realizacji celów nadrzędnych, jakim był dla nich niepodległy byt Państwa Polskiego” przyznając jednocześnie, że ich działania nie zawsze były „jednoznacznie etycznie”, jednak działali oni „w stanie wyższej konieczności”. Postanowienie to stanowi jedyną prawną ocenę działalności Romualda Rajsa przyjętą przez niezawisły sąd Rzeczypospolitej Polski. Odmienną opinię wyraził prokurator IPN prowadzący śledztwo w sprawie pozbawienia życia 79 mieszkańców powiatu Bielsk Podlaski. Na podstawie zeznań świadków przyjął, że „zabójstwa furmanów i pacyfikacji wsi w styczniu, lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.
Przedłożony do zaopiniowania dokument sugeruje, że prawosławne wyznanie ofiar było czynnikiem determinującym tragiczne wydarzenia z 1946 r. Tymczasem, według ocen historyków (m.in. Jerzego Kułaka, dr. Wojciecha Muszyńskiego, dr. Kazimierza Krajewskiego, Leszka Żebrowskiego), podłoże pacyfikacji wsi białoruskich przez oddziały podległe kpt. Romualdowi Rajsowi „Buremu” miało charakter polityczny, a nie narodowościowy czy religijny. Przemawia za tym fakt, że część kadry 3. Wileńskiej Brygady NZW było wyznania prawosławnego (Mikołaj Kuroczkin i Włodzimierz Jurasow). O przeprowadzeniu pacyfikacji wsi białoruskich decydowało zatem przekonanie kpt. „Burego” o wrogości ich mieszkańców wobec organizacji niepodległościowych oraz ich sprzyjaniu reżimowi komunistycznemu. Sprawą drugorzędną w tym przypadku wydaje się, czy przekonanie to było słuszne, czy nie. Bezsporny bowiem jest fakt, że decyzja o pacyfikacji wsi białoruskich była wielkim błędem i przyniosła tragiczne skutki w postaci śmierci cywilów, w tym kobiet i dzieci. Położyła się cieniem na postaci kpt. „Burego” i jego żołnierzach, którzy mają niepodważalne zasługi w walce z komunistycznym zniewoleniem. Posłużyła ona komunistycznej propagandzie do dyskredytacji całego podziemia niepodległościowego, a nade wszystko wyrządziła wielką szkodę powojennym stosunkom polsko-białoruskim na Białostocczyźnie.
Choćby dla podtrzymania idei zróżnicowanej opinii publicznej, warto też obejrzeć materiał z por. Lucjanem Deniziakiem ps. „Orzeł”, który przebywał w oddziale „Burego” przez trzy miesiące.
https://www.youtube.com/watch?v=QCNZpn4vNJY
źródło: Youtube/Fundacja Niezłomni
Wartościowym elementem spotkania była możliwość wysłuchania historyka Sławomira Iwaniuka, któremu towarzyszył dziennikarz Mikołaj Wawrzeniuk.
Spotkanie z pewnością nie przyniosło rozczarowania, lecz pozostawiło pewien niedosyt. Zapewne zebrała się grupa osób, która liczyła na dyskusję pomiędzy osobami sprzyjającymi „Buremu” a pomiędzy tymi, którzy mają powody, aby go potępiać – w końcu na sali zasiadał historyk badający sprawę. Niestety osób broniących oddziałów Romualda Rajsa zabrakło. Szkoda, ponieważ czasu na obustronną wymianę zdań nie brakowało.
Sławomir Iwaniuk swój wykład rozpoczął od szczegółowego przedstawienia Romualda Rajsa ps. „Bury”. Opowiedziana została historia, jak się znalazł na terenach powiatu Bielska Podlaskiego oraz jak przebiegała jego kariera jako wojskowego.
Od słowa do słowa historyk przeszedł do sedna spotkania:
„Proszę państwa trzeba to powiedzieć, że wydarzenia z przełomu stycznia i lutego 1946 roku była to skrajność i to naprawdę coś strasznego tutaj patrząc z punktu widzenia Białostocczyzny. Oczywiście sytuacji Białostocczyzny praktycznie nie można porównywać do tego co się działo w innych regionach między innymi na Wołyniu. Także z tej perspektywy patrząc, można powiedzieć, że było u nas jeszcze spokojnie. Ja nie chcę mieszać tychże zbrodni, które popełnił oddział „Burego” na Białostocczyźnie, ale jeżeli popatrzymy na inne regiony to tam się naprawdę straszne rzeczy działy. Więc z tej perspektywy, powtarzam raz jeszcze, było dosyć spokojnie, ale myślę, że to tylko dlatego, że naród białoruski, prawosławny tutaj zamieszkujący był jednak narodem spokojnym. Ludzie tampPrzede wszystkim byli przecież rolnikami. Każdy z nas ma jeszcze rodzinę na wsi i praktycznie żadnych struktur własnych Białorusini tutaj nie stworzyli na Białostocczyźnie po okresie okupacji niemieckiej.
Ja trochę, można powiedzieć, tak na wyrost badałem ten okres po wojnie również z racji, że przeglądałem akta Sądu Wojskowego, który osądził „Burego”. Tych akt jest kilka tysięcy spraw. Ja oczywiście przejrzałem te, które mnie najbardziej interesowały. Te, które dotyczyły powiatu bielskiego, białostockiego, sokólskiego i w tychże aktach można wyczytać pewne bardzo ciekawe informacje nie dotyczące tych wydarzeń ze stycznia, lutego – ale wydarzeń z innych terenów powiatu bielskiego. Praktycznie Białorusini się nie bronili przed tym terrorem który, no niestety, ale te podziemne struktury niepodległościowe Polskie tutaj no robiły.
Interesująca jest kwestia, że na południu powiatu podbielskiego w takiej wsi niedużej Cecele (…) znalazły się akta trzech chłopców, mężczyzn już, którzy zostali osądzeni w 1947 roku za posiadanie broni. W ich protokołach przesłuchań, oczywiście pełne dane osobowe również i narodowość, wyznanie, i ten że sąd wojskowy, który sądził „Burego” dwa lata później w 47’ roku sądził również tych trzech młodych ludzi. Oni podawali że są narodowości białoruskiej, że są wyznania prawosławnego. I za co sądził ten sąd wojskowy już państwa ludowego? Za posiadanie broni. I co można wyczytać z tychże protokołów, zeznań tych trzech mężczyzn? Że oczywiście posiadali broń, bo przecież w okresie wojennym kiedy przetaczał się front, kiedy toczyły się walki bardzo, bardzo ostre (…) oni tą broń gdzieś tam znaleźli i schowali i co mówią w 45’ roku: od wiosny zaczęli przychodzić do nas tacy inni. Brali na początek kożuchy, słoninę, kiełbasy, później świnie, krowy itd. Za trzecim razem gdy oni zaczęli podchodzić do wsi, to myśmy już się zorganizowali (…) wzięliśmy tę broń i strzelaliśmy do nich i oni szerokim łukiem ominęli - jest to jeden chyba z pięciu znanych mi przypadków samoobrony białoruskiej na białostocczyźnie. (…) Prawdziwej samoobrony przed tą działalnością.
Więc kiedy wracamy do tych wydarzeń z Zaleszan, między innymi kiedy czytamy w prasie tę drugą stronę, która się wypowiada na te tematy, że tam ludzie mieli broń, że ci ludzie strzelali inaczej, to wygląda jednak, kiedy zaczynamy czytać źródła. Nie te wymyślone przez obecnych ideologów teksty i nie powtarzanie tych opowieści które gdzieś tam w różnych środowiskach funkcjonują.
Ja starałem się przeanalizować z imienia i nazwiska te osoby, które zginęły. Oczywiście nie ma co analizować jeśli mamy imię i nazwisko dziecka – na pewno ono do PPR nie należało. (…) Tych ludzi dorosłych starałem się przeanalizować – ich życiorysy. Czytam pewne listy członków PPR z powiatu bielskiego, które zachowały się i są dostępne w archiwum w Białymstoku. Również pewnie pracownicy IPN szczegółowo przyjrzeli się badaniu.
Pojedyncza osoba z Zaleszan, może znana starszym bielszczanom, Jakub Bazyluk owszem wstąpiła do PPR, ale on w tym czasie już żył w bielsku. Był działaczem bardziej samopomocy bielskiej, był prezesem tejże samopomocy, która zajmowała się przede wszystkim handlem. (…) Nikt w Zaleszanach nie był osobą partyjną. Byli to ludzie normalni, którzy zajmowali się własną działalnością, gospodarstwem”.
Po tym wprowadzeniu, głos został oddany publiczności. Pierwsze pytanie brzmiało:
„Wiemy dokładnie co robił, co zrobił, jaki jest prąd tego rajdu. Fakty w zasadzie są znane. Czy ktoś je jeszcze kwestionuje? Czy ta cała dyskusja, która toczy się i w prasie, teraz w internecie, w realnym życiu czy ona dotyczy faktów czy to (…) dotyczy tylko interpretacji sprawy?
„Dla historyka, badacza jest to niezrozumiałe, że chce się Burego traktować jako bohatera. (…) Ostatnio przeczytałem w miesięczniku który jest wydawany w Olsztynie przez tamte środowisko również i historyków Olsztyńskich, że Bury to jednak jest bohater i przywołuje się na przykład te cytaty z publikacji lat 60-tych jeszcze. Chyba w 67’ roku wyszła publikacja właśnie lat powojennych (…) no i oczywiście tenże historyk z tamtego okresu pisał tak, jak to było w gazetach upubliczniane, że Białorusini to oczywiście w stu procentach poparli władzę nową, tworzyli wręcz tę władzę. Ci mieszkańcy Zaleszan i Wólki Wygonowskiej, tych trzech wsi spalonych całą masą budowali, wspierali oczywiście w 46’ roku już tę władzę. Metodologia jest to proszę państwa żadna. Kwestia jest u tych ludzi chyba wiary, ale również ideologii, którą oni wyznawać muszą. Jeżeli do tych ludzi nie przemawiają proste fakty (…) to ja po prostu tego nie mogę zrozumieć” – odpowiedział Sławomir Iwaniuk.
Kolejny uczestnik dyskusji odniósł się do wyżej prezentowanego nagrania z por. Lucjanem Deniziakiem:
„Nie oceniam jego wystąpienia, ale dotychczas żyją ci ludzie, którzy-niektórzy tak sądzę, wchodzili w skład oddziałów Burego i to nie tylko oni żyją, ale żyją ich dzieci, żyją ich wnukowie. Tutaj prowadzone analizy historyczne i badania na ten temat, to jedna sprawa. Natomiast historie przechodzące z pokolenia na kolejne, to jest druga sprawa. Jeżeli ja postawię się, a można tak sobie wyobrazić sytuację Burego czy jego żołnierza i tej całej historii która teraz zostaje upubliczniona, to ja będę bronił swojego honoru. Nawet kosztem prawy. Tak to mi się wydaje, bo wchodzi w grę opinia moich dzieci, moich wnuków itd.
„Bardzo ciekawy wątek” – rozpoczął historyk.
„Proszę państwa, pewnie każdy z nas ma w bliższej bądź dalszej rodzinie kogoś, kto zginął po wojnie. Większość z nas ma kogoś, kto zginął w okresie okupacji niemieckiej, również niestety jak w mojej rodzinie w 41’ roku. Aresztowano wujka mojej babci, czyli za władzy radzieckiej dostał 10 lat i niestety do domu nie wrócił (…) Czy mamy w tej chwili sądzić dzieci, wnuków tych, którzy prowadzili do tych złych, według mnie, rzeczy? Powinniśmy w sobie jednak troszeczkę niejako przetrawić do wszystko. (…) Pewno każdy z nas subiektywnie podchodzi do tychże wydarzeń i z emocjami większymi, mniejszymi. Ja jestem już (…) powojennym dobrze dzieckiem, ale rodzice pamiętają właśnie tenże okres okupacji niemieckiej, wydarzeń powojennych. Ja się nie dziwię swoim rodzicom, że mają te emocje cały czas wielkie. Ja analizując te wydarzenia, poznając fakty, starając się obiektywnie odnieść jako historyk, już badacz, właśnie rozpatrywać te wszystkie za i przeciw fakty starałem się bez emocji podchodzić, ale no niestety, być może jak państwo wyczuwacie też jestem trochę zemocjonowany w dzisiejszym spotkaniu. (…) Myślę, że nawet jako drugie pokolenie powojenne, będę czuł emocje cały czas, ale też musimy właśnie zastanowić jak ta druga strona, ci już rówieśnicy do tego podchodzą i proszę państwa jeżeliby ktoś z mojej rodziny, niestety ale popełnił taki czyn, to może być mi najbliższa osoba, ale on popełnił przestępstwo. Jemu niestety ale należy się kara. Więc wychodząc tutaj z uniwersalnych zasad traktujących wszystkich po równo, a nie zbiorowości lepiej, gorzej. Ja się tylko dziwię, że jeszcze taka instytucja jak Instytut Pamięci Narodowej nie zajął tym wyrokiem z 1995 roku znoszącym winy Burego, bo oficjalnie, sądownie Bury jest jak to się mówi czysty. Jego podwładni są czyści.
Na początku 90-tych lat, ja rozmawiałem z jednym z podwładnych Burego, który mieszkał w Łapach (…) prawdopodobnie brał udział w spaleniu Zań. Starszy pan, normalny. Spytałem się wtedy: dlaczego wyście właśnie te wsie wybrali? To był rozkaz Burego – tak normalnie, suchym głosem, krótkie zdanie - My nic nie robiliśmy.
Większość, która nie zginęła w tym okresie powojennym, ona jeszcze w latach 90-tych żyła (…) sądy wojenne zniosły ich kary. Według mnie, jest to pomyłka sądowa. Oczywiście jeden sąd w okresie Polski tejże tzw. Ludowej skazał. Ten w okresie już niepodległej Polski obecnej zniósł, ale problem prawny proszę państwa według mnie pozostaje. Oczywiście tym powinny zająć się odpowiednie instytucje. Jeżeli mamy demokratyczne państwo, to te instytucje powinny się zająć. Tym właśnie urzędem jest IPN”.
Do całej wypowiedzieli dołączył się także Mikołaj Wawrzeniuk:
„Chciałbym przekazać, żeby nie było takiego wrażenia, że Białorusini pamiętają swoje ofiary natomiast wszyscy Polacy czczą tych żołnierzy jako swoich bohaterów, bo to nieprawda. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zdecydowanie odcina się np. od pojęcia żołnierzy wyklętych”.
Kolejne pytanie zadał jeden z najstarszych uczestników spotkania:
„Nie pamiętam daty, uszło mi z pamięci, ale miałem chyba 9-10 lat. Przyszedłem tutaj z ojcem do bielska, tutaj za plecami jest kino (…) i widzę to po dzień dzisiejszy – sala kino była zastawiona trumnami. To byli żołnierze sowieccy. Okropny widok. Powydłubywane oczy, poucinane uszy, połamane nogi, ręce. Widzę to po dzień dzisiejszy. Może wy historycy znacie daty, kiedy ten oddział i gdzie wpadł w zasadzkę i kto tego dokonał?”
„Tu poruszamy całkowicie inny wątek, praktycznie niezwiązany z ludnością cywilną, czyli z wydarzeniami bardziej oficjalnymi, politycznymi, które niestety ale właśnie kończyły się walkami zbrojnym między poszczególnymi oddziałami, bo jeszcze był tutaj czynnik można powiedzieć: Armia Czerwona. Wojska przede wszystkim NKWD, które tutaj stacjonowały w 45-46 roku. Trudno mi jest powiedzieć o dacie. Tu było kilka takich wydarzeń, walk oddziałów podziemnych z wojskiem polskim tym podporządkowanym oficjalnym wojskom NKWD. Nie potrafię powiedzieć, trzeba by było odnieść się do literatury, być może był to oddział czy Łupaszki czy Burego między innymi. (…) Ale powtarzam: nie należy łączyć tychże wydarzeń z tym, co się działo tutaj na terenie poza bielskim we wsiach i dotyczyło już konkretnej ludności cywilnej. To jest całkowicie inny problem według mnie i musimy to w ten sposób rozumieć jakby.
Proszę państwa, jaki był udział ludności cywilnej w tworzeniu struktur tutaj władzy, również i udział ludności cywilnej w tej działalności polskiej niepodległościowej? Oczywiście niektórzy historycy tak uogólniają mówią: wszyscy byliśmy, nas rodzice czy dziadkowie to wszyscy patrioci byli. Ale jednak zaczynamy liczyć, to żołnierzy AK na ewidencji żołnierzy (…) doliczyć się możemy tylko 400 tysięcy w skali całego kraju. Ludności było około 27 milionów, więc jaki procent był na ewidencji?”
Tuż przed końcem spotkania, podziękowano osobom, które przyczyniły się do nagłaśniania historii, którą Białorusini od lat przekazują:
„Chcę powiedzieć, że nas nie powinna obchodzić pseudoprawda (…) Nas powinna obchodzić prawda rzeczywista, oparta na prawdach jeszcze żyjących, spisanych, przełożonych. Faktycznie potomkowie tych osób, które zginęły, rodziny żyją obok nas i ja również mam taką osobę blisko siebie, gdzie zginął mojej sąsiadki brat. My powinniśmy pilnować swojej prawdy. Zaciekać, wyciągać ją na światło dzienne i pamiętać o tym, przekazywać i kultywować. I właśnie niski ukłon w stronę Teatru Czrevo, panów redaktorów, za ten drastyczny temat na podstawie dzisiejszej dyskusji w prasie, w internecie. Temat kontrowersyjny, przykry temat, ale prawdziwy. O nim zapomnieć nie można.
Pani Joanno (przyp. Joanna Troc – Teatr Czrevo), pani jest wielka. To właśnie pani w swych działaniach artystycznych kieruje się w stronę historii, w stronę naszej historii bliskiej nam, prawdziwej i swoją działalnością artystyczną podejmuje jakże ciężki temat. Pięknie przedstawiony połączony z wystąpieniem panów dziennikarzy. Wielkie dzięki wam za to, że wy takie tematy realizujecie. A my jesteśmy świadomi tego, co wy robicie. Naszą kulturę, nasze tradycję, prawdę trzeba nosić, przekazywać, żeby uświadamiać narodowi, że taka sytuacja miała miejsce. Nie wszyscy są poinformowani, nie znają historii. Jak najszerzej trzeba takie wieści roznosić (…) Brońmy swojej historii w sposób godny. Nie napadając na kogoś, nie szukając nikogo, nie plugawiąc nikogo. Mówmy o tym, co nasz naród przeżył. Przykro czytać nawet włączać się w dyskusję na facebook, gdzie mówią, nie wszyscy Polacy – nie można uogólniać (…) byliście komuchami, byliście SB. Nie wszyscy Białorusini byli (…) w każdym narodzie jest zdrada, w białoruskim też była. I współpraca, haniebne czyny, ale naród białoruski nigdy nie mącił, nigdy nie tworzył demonstracji i protestów. Wszystko znosił to w jakimś cierpieniu, w ciszy, spokoju. Ale nam już spać nie można, nam trzeba deklarować, że my jesteśmy i bronimy tej prawdy i przeciwstawiać się temu wszystkiemu”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie