
Kiedy to było? Nie wiem, ale na pewno bardzo dawno. Idę droga wijącą się w górę. Po obu stronach drogi mam las. W trawie widać leśne kwiaty: konwalie, macierzanki, dziewanna. No tak, mamy przecież maj, miesiąc Maryi, mój miesiąc, przecież urodziłam się w tym miesiącu. Zapachy, muzyka leśna, kręci mi się w głowie. Plecak ciąży na plecach, ciągnie w dół. Jakiś drobny leśny ptaszek, wabi swoim śpiewem: tirli, tirli, usiądź odpocznij , cirli, cir, cir. Nie, nie mogę, jeszcze nie teraz.
I oto jestem. Wyszłam na górę, zatrzymałam się na łące, nawet nie wiem w jakim miejscu się zatrzymałam. Tu sobie odpocznę. Zjem śniadanie, a potem pójdę dalej do schroniska. Przyjechałam w Góry Świętokrzyskie bo tu umówiłam się z moimi przyjaciółmi, z którymi nie widziałam się od wielu, wielu lat.
Wyjęłam koc, rozłożyłam go, usiadłam i zabrałam się za z lekka przesuszone kanapki, popijając ciepławą wodą. Posprzątałam po skromnym posiłku i postanowiłam, że prześpię się z pól godzinki. Jest dopiero 11 pomyślałam spojrzawszy na zegarek. Zupełnie inny świat. Nie ma telefonów, wyjącego radia sąsiadów, uporczywego huku samochodów wdzierającego się w mózg. Jestem tylko ja i mama, ukochana mama przyroda. Z tą myślą odpłynęłam gdzieś daleko.
Znów widzę łąkę, na niej cudowną świetlistą postać mężczyzny, otoczoną rojem dziwacznych stworzeń, podeszłam do nich
- szczęść boże, pochwaliłam Boga
- szczęść boże, odparł mężczyzna
- z czym przychodzisz do mnie? Spytał i rzucił okiem na moje dłonie.
Nie mam nic odparłam zdziwiona.
- Masz, masz, tylko nic nie rozumiesz.
- Masz i dobro i zło.
Mówił jakoś tak dziwnie, zdaję się, że moim językiem ale tak jakby nie moim, bo nic z tego nie rozumiałam. W głowie mi się mąciło i w gardle mi zaschło. Nie wiedziałam co mam mu właściwie odpowiedzieć. Nagle postać zaczęła się ode mnie oddalać, a z nią te dziwne stworzenia. Szarpnęło moim ciałem raz i drugi, otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam, że dalej siedzę na swoim kocu. Obok mnie plecak i butelka z wodą. Zrozumiałam, że to sen ….. (..) ale z dala słyszałam głos w powietrzu ….. (..) pamiętaj dobro i zło. Cóż to ma znaczyć? Spojrzałam na zegarek. O, już południe! Przespałam całą godzinę. Zerwałam się, poczułam przypływ sił. Zarzuciłam plecak na plecy i ruszyłam w dalszą drogę. Z daleka zobaczyłam schronisko. Powoli docierałam do celu.
Radości ze spotkania z przyjaciółmi nie było końca. Przesiedzieliśmy w tych stronach pięć dni nadrabiając czas, kiedy nie widzieliśmy się.
Zapomniałam o dziwnym śnie, dopiero kiedy zmarł mój sąsiad staruszek, przypomniały mi się słowa mężczyzny ze snu: „Z czym do mnie przychodzisz”, „Masz i dobro i zło”.
Myślałam, myślałam i wreszcie zrozumiałam co chciał mi powiedzieć ten mężczyzna. Moja podświadomość przypomniała mi, że jednak gdzieś istnieje jakaś wyższość do której zanosimy swoje dobro i zło. Nagle przyszło olśnienie. Tak, tak, ja rozmawiałam z samym Panem Bogiem. Winnam mu zanieść dobre czyny, a to co złe winnam naprawić. Skąd się to u mnie wzięło? Zachodziłam w głowę! Sięgnęłam w głąb mojej pamięci i zrozumiałam…..(..) przecież to oczywiste: za dobroć nagroda, a to co złe….? I tu się zawstydziłam, bo ja też mam na sumieniu grzeszki, z którymi ciężko żyć, oj jak ciężko.
Pomyślałam, cóżby to było gdyby człowiek nie miał sumienia? Nie, ja bym nie chciała taka być. Tak, to sam Pan Bóg przypomniał mi o swoim istnieniu. Proroczy sen, oj proroczy. Chyba trzeba mi będzie zmienić coś w swoim postępowaniu, ale o tym moi czytelnicy napiszę wam kiedy indziej.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie