Pewnego razu w niedzielę,wybrałam się drogą,która prowadzi na Kleszczele.A.że była spiekota,gorąc,szukałam gdzie jakąś z wodą do picia zobaczę budkę.Patrzę,a tu przed oczyma mam bar,myślę usiądę na minutkę.Myślę wstąpię,odpocznę i wody się napiję,bom taka zmęczona,że ledwie żyje.W barze tym było tłoczno i gwarno.Wszyscy przysiedli i rozmawiają i w kuflach piwko popijają.Siedząc przy stoliku usłyszałam rozmowę mechaników,jak to młodzi ludzie zaczęli sie przechwalać swoja profesją,ten się zna na elektryce,ten na elektronice,inny potrafi skrzynię biegów zakładać,jeszcze inny zajmuje się światłami,a wszyscy mądrzy,biegli w swej sztuce opowiadają o rywalizacji jaką prowadzą między sobą,ale patrzę i oczom nie wierzę,jeden już leży na stole wsparty głową,drugi się lekko przy stole kiwa chyba zaszkodził mu nadmiar piwa,a pomógł przy tym upał,bo któryś z hukiem ze stołka upadł.Oj chłopcy,chłopcy jaki morał wynika z tego,że nadmiar piwa wypity przez najlepszego mechanika może zakończyć się nieciekawie,bo głowa ciężka i mowa nijaka,bo z mechanika wyszedł pijak i hulaka.A ja no cóż wypiłam swoją wodę i dalej poszłam na spacer w niedzielę drogą,która prowadzi na Kleszczele.
Komentarze opinie